Na gruntach wsi Kruszyniany w gminie Krynki mają powstać wielkie kurniki na blisko 800 tys. kurcząt w odległości ok. 1400 m od zabudowań. Mieszkańcy protestują w obronie dziedzictwa kulturowego, agroturystyki i walorów przyrodniczych tego terenu.
Większość z nas czytała lub oglądała Pana Wołodyjowskiego i pamięta Azję Tuhajbejowicza – Tatara bez pamięci zakochanego w Baśce Wołodyjowskiej. Pamiętacie? Azja służył w wojsku hetmana Jana Sobieskiego i dowodził chorągwią lipkowską. Azja to postać przez Sienkiewicza wymyślona, ale już jego wojacy – Tatarzy zwani Lipkami, służący od końca XIV wieku po schyłek wieku XVII w polskich armiach, a potem osadzani za zasługi na naszych ziemiach – to już najprawdziwsza prawda. Minęło tyle wieków, a ich potomkowie – żyjący w niewielkich tatarskich społecznościach – wciąż mieszkają i kultywują swoje obyczaje i tradycje w naszym kraju. Są takie dwa miejsca w północno-wschodniej Polsce, na Podlasiu, gdzie można zetknąć się z ich kulturą, odwiedzić meczety, uczestniczyć w świętach, skosztować wspaniałych tatarskich przysmaków. To Bohoniki i Kruszyniany. Miejsca unikatowe, bezcenne dla naszej pamięci historycznej i kultury. Miejsca, gdzie od stuleci obok siebie żyją katolicy, prawosławni i muzułmanie, dawniej żyli też Żydzi. Wielokulturowy, barwny świat.
Dziś jeszcze mieszkańcy tych okolic żyją w otoczeniu w miarę nieskażonej przyrody, w spokoju, kultywując tradycje, jakby trochę na uboczu galopującego świata. W rzece Nietupie płynie czysta woda, w lasach mieszkają rzadkie na naszym kontynencie zwierzęta.
Niektórym mieszkańcom udało się te wartości wykorzystać i postawili na agroturystykę, organizowanie pobytów „na łonie natury”, co na tak niezwykłym przyrodniczo i kulturowo terenie wydaje się bardzo mądrym i zgodnym z ekologicznymi trendami sposobem na utrzymanie się i rozwój. Tereny należą do obszaru Natura 2000. Środki unijne i państwowe najwyraźniej wykorzystano skutecznie, skoro każdego roku przyjeżdżają w te okolice dziesiątki tysięcy turystów, chcących odwiedzić polskich Tatarów i spędzić czas blisko przyrody.
Tu można odpocząć od zgiełku, pobyć na zwyczajnej wsi, zobaczyć tradycyjne gospodarstwa, bydło i konie pasące się na łąkach, czyste lasy, pola, dzikie uroczyska. Można tu też bez trudu spotkać stado żubrów, zobaczyć łosia, a i usłyszeć, jeżeli się poszczęści, jakże już rzadki głos zagrożonego wyginięciem cietrzewia. To tereny, których jeszcze nie zniszczył przemysł, biznes, bezwzględna cywilizacja.
Jeżeli nie zmobilizujemy wszystkich sił, niedługo do jednego z tych miejsc – Kruszynian – nie będziecie już chcieli pojechać. Lokalni mieszkańcy powoli wyprowadzą się, rozproszą, zbiednieją. Zmarnieje kulturowe dziedzictwo, wspaniała przyroda ulegnie dewastacji i skażeniu. Dlaczego? Dlatego, że biznes jeszcze raz okazuje się ważniejszy od jakości życia miejscowych ludzi, od przyrody, od unikatowego kulturowego dziedzictwa.
Na gruntach wsi Kruszyniany mają powstać wielkie kurniki, w odległości ok. 1400 m od zabudowań. Łącznie inwestor zamierza hodować tam rocznie blisko 800 tys. kurcząt. Tuczonych w koszmarnych warunkach, szpikowanych antybiotykami. Przemysłowa hodowla i rzeźnia. Wiadomo, co to oznacza.
Mieszkańcy Kruszynian są przerażeni. Protestują, piszą, zaskarżają decyzję o warunkach zabudowy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, powołują się na nieodwracalne szkody, jakie fermy wyrządzają środowisku. Nie chcą ferm, nie chcą zniszczenia, zatrucia, które tym terenom przyniosą przemysłowe hodowle. Wiedzą, że smród i przemysłowe zabudowania przepłoszą turystów – źródło ich dochodów.
Sami też nie chcą żyć w smrodzie i w poczuciu zagrożenia zdrowia, które niosą tego rodzaju przedsięwzięcia. Emisje amoniaku, siarkowodoru, fenolu, kwasu masłowego, octowego, unoszące się w pobliżu przemysłowych ferm drobiu, powodują u ludzi nudności, problemy z gardłem, a nawet depresję. Nie chcą zanieczyszczenia odchodami i środkami chemicznymi z ferm wód gruntowych i Nietupy – rzeki o najwyższym stopniu czystości. Nie chcą sąsiedztwa okrutnej hodowli w miejscu, w którym żyją od pokoleń, dumni ze swoich dobrych międzykulturowych relacji, blisko natury, prowadząc tradycyjne gospodarstwa.
Członkowie Stowarzyszenia Dolina Nietupy, walczący o powstrzymanie inwestycji, piszą: „W obrębie wsi, tuż obok działki, gdzie mają stanąć kurniki, tokuje cietrzew. Kurniki oznaczają koniec dla tych kuraków, koniec dla Tatarów żyjących w Kruszynianach, koniec dla rodzin żyjących z agroturystyki, koniec dla zrównoważonego rolnictwa”. Obawiają się też tego, że pierwsze inwestycje pociągną za sobą kolejne, tak jak stało się to w wielu miejscach, gdzie w okolicy ferm nie jest już możliwa innego rodzaju przedsiębiorczość.
Do protestu mieszkańców dołączył swoje argumenty Rzecznik Praw Obywatelskich, do którego się zwrócili oni o pomoc. Na stronie rpo.gov.pl możemy poznać jego stanowisko w tej sprawie. Podkreśla w nim, że Kruszyniany ze względu na swoje unikatowe zasoby kulturowe zasługują na szerszą ochronę konserwatorską niż dotychczas. Dodaje jednak gorzko: „Dla władz Krynek dziedzictwo kulturowe Kruszynian nie jest istotnym argumentem przeciwko fermom”.
Przygnębienie mieszkańców najlepiej pokazują wywiady, jakie z nimi przeprowadzono. Wieś nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, co sprawia, że zgodę na tego rodzaju inwestycje wydają władze lokalne, a skoro te nie wykazują zrozumienia dla nieodwracalnych szkód, jakie spowodują kurniki, powstrzymanie inwestycji będzie bardzo trudne. Wskazania zawarte w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Krynki z 2002 r. mówiące, że na tych terenach możliwe są jedynie usługi turystyczne i ekstensywne rolnictwo, niestety nie mają mocy prawnej. Nie rokują powodzenia starania, aby na terenie Kruszynian utworzono park kulturowy, co zablokowałoby inwestycję. Musiałyby na to zgodzić się władze gminy Krynki, a te raczej wspierają inwestora. Koło się zamyka.
To, co mieszkańcom Kruszynian broniącym swojego sposobu na życie, i co każdemu myślącemu Polakowi broniącemu dziedzictwa kulturowego wydaje się oczywiste, dla lokalnych władz i biznesu oczywiste nie jest. A przecież argument, że inwestorzy także mają wolność realizowania swoich zamiarów, nie równoważy w żaden sposób praw ludzi, którzy od pokoleń pielęgnują na tym terenie swoją kulturę, obyczaje, praw polskich Tatarów, którzy od setek lat starają się zachować swoją tożsamość.
To jeszcze jeden przykład braku wrażliwości społecznej, wrażliwości kulturowej. To także kuriozalne świadectwo niezrozumienia czasów, kiedy ochrona naturalnego środowiska staje się tak ogromnie ważna, tak kluczowa dla przyszłości nas wszystkich.
Przypadek Kruszynian to nie kolejny smutny przypadek, kiedy sąsiedztwo przemysłowych ferm niszczy życie lokalnych społeczności, to przypadek szczególny, kiedy prawdopodobnie zniszczone zostanie miejsce absolutnie unikatowe i bardzo cenne dla polskiej historii i kultury. Dlatego zwłaszcza w tej sprawie, w obronie tego niezwykłego miejsca, wszyscy powinniśmy stanąć ramię w ramię z mieszkańcami Kruszynian i okolicznych wsi.
***
Tekst: Barbara Niedźwiedzka