Piękne tereny Podlasia stały się w ostatnich latach celem inwestorów próbujących lokować tu przemysłowe fermy. Podczas wizyty w Kruszynianach z Muzeum hodowli przemysłowej przeprowadziliśmy rozmowę z rolnikiem Maciejem Sidorowiczem. Pan Maciej jest też prezesem lokalnego Stowarzyszenia Dolina Nietupy, które od kilku lat walczy z budową przemysłowych kurników w rejonie Kruszynian.

Jak budowa fermy wpłynęłaby na życie mieszkańców Kruszynian i okolic?

Jeśli powstanie tu przemysłowa ferma, z pewnością nie skończy się na jednej. Pojawią się kolejne takie inwestycje – dwie, trzy, może nawet dwadzieścia. Wtedy część ludzi na pewno stąd wyjedzie. Ci którzy opuszczą Kruszyniany, zostawią tu swoje nieruchomości, które nie tyle stracą na wartości, co po prostu będą w ogóle nie do sprzedania. Kto kupi dom czy siedlisko w sąsiedztwie przemysłowych ferm? Zostaną tu tylko ci najbardziej przywiązani do tego miejsca lub ludzie, którzy nie będą mieli możliwości stąd wyjechać i zacząć wszystkiego od początku.

Teren na którym inwestor planuje budowę przemysłowych kurników. W sąsiedztwie znajdują się domy, gospodarstwa agroturystyczne i ferma Macieja Sidorowicza (Fot. Bartosz Zając)

Jak wpłynie to na gospodarkę w gminie?

Gmina ekonomicznie umrze, bo ona jest i tak mało zaludniona, więc jest mało usług handlowych. Jeśli wraz z powstaniem fermy gmina wyludni się nawet o 30 procent, to już jest będzie dla nas tragedia. Związany z wyludnieniem spadek obrotów doprowadzi do sytuacji, w której lokalne sklepy oferujące podstawowe produkty będą musiały podwyższyć ceny albo się zamknąć. Wpuszczając tu fermy zlikwidujemy też atrakcyjne ścieżki rozwoju dla gminy, przede wszystkim turystykę. Mamy tu sporo mądrej turystyki. Ludzie przyjeżdżają na konie, przyjeżdżają robić zdjęcia przyrodnicze, czerpią z tego miejsca co najlepsze nie zakłócając naturalnego rytmu tego regionu. To jest naprawdę cenne dla gminy, ale przede wszystkim dla tych mieszkańców, którzy zainwestowali dużo w rozwój tego miejsca.

Zwierzęta na fermie Macieja Sidorowicza (Fot. Bartosz Zając)

Czy zauważyłeś jakieś zmiany w rolnictwie?

Na przestrzeni 30 lat, odkąd prowadzę gospodarstwo, które przejąłem od ojca, widzę, że zmiany w rolnictwie są olbrzymie. Na wszelkich płaszczyznach, zarówno finansowej, jak i społecznej, rolnictwo idzie w bardzo złym kierunku. Weźmy choćby sytuację zwierząt na fermach. W promowanym modelu rolnictwa zwierzęta stały się całkowicie uprzedmiotowione. W chowie i hodowli zapanowała automatyzacja, a zwierzęta są niemal wykluczone z kontaktu z człowiekiem. Są jak jakiś trybik w maszynie, produkt na linii w fabryce.

Przemysłowa ferma krów mlecznych. Zdjęcie ilustracyjne (Fot. Konrad Łoziński)

Można to jakoś porównać do tego co było kiedyś?

Kiedyś każdy dbał o swoją krowę miał ich kilka i to był naprawdę skarb w gospodarstwie. Musiało się o nią dbać, bo to ona dawała mleko czy cielaki. Każdy rolnik chciał, żeby takie zwierzę żyło dobrze i długo. Na współczesnych fermach takie podejście jest już nie do pomyślenia. Tu liczy się czysta kalkulacja. W małych gospodarstwach gdy zwierzę zachoruje, jest leczone. Na dużych fermach nawet zdrowa krowa, która daje jednak już 25 litrów mleka, idzie do kasacji. Dlatego właśnie uważam, że chów przemysłowy wszelkich gatunków zwierząt to jest patologiczne rolnictwo, rolnictwo wynaturzone, stworzone i na siłę promowane jako dominujące przez duże korporacje. To nie rolnik chciał mieć 200 krów, rolnik chciałby mieć 20. Taki model produkcji zwierząt nie niesie ze sobą niczego dobrego. To duże korporacje odpowiadają za stan, w którym chcąc się utrzymać na wsi, musisz się rozwijać i cały czas rosnąć. To jest patologia.

Ferma Macieja Sidorowicza (Fot. Bartosz Zając)

W dyskusji na temat zmian potrzebnych w polskim rolnictwie przeciwstawia się często organizacje ekologiczne i rolników. Co sądzisz o takim polaryzowaniu dyskusji?

Lobby stojące za hodowcami przemysłowymi próbuje przekonać opinię publiczną, że atak na nich, to atak na rolnictwo. Tyle, że to nie rolnictwo, a przemysł. Żeby odwrócić od tego uwagę podsyca się konflikt między ekologami i “rolnikami”. Ten model rolnictwa, do którego chcą nas przekonać zyskuje coraz większe poparcie, nie dlatego, że jest dobry, ale dlatego, że przynosi zyski najbardziej wpływowym graczom. A jak to “rolnictwo” faktycznie wygląda? Najbardziej cierpią w tym wszystkim zwierzęta. Krowy mleczne i bydło mięsne nie wychodzi z budynku przez całe swoje życie. Inwestorzy budują obory, nie mając w ogóle warunków do hodowli. Możesz być w środku niczego, otoczony betonem, ale stawiasz sobie oborę i hodujesz 1000 krów, bo paszę przywożą ci tiry nie wiadomo skąd. To jest właśnie to nowoczesne rolnictwo.