We wsi Niedźwiady mieszkańcy po raz kolejny walczą z planami inwestycji, która zagrażałaby ich zdrowiu, środowisku i znacząco obniżyła komfort ich życia. Kilka lat temu powstrzymali budowę przemysłowej fermy norek. Potem miała tu powstać ferma kur niosek, jednak wobec planowanego w UE zakazu chowu klatkowego, inwestor nie zdecydował się do dziś na budowę obiektu. Przed mieszkańcami stanęło jednak kolejne zagrożenie – w Niedźwiadach miałaby powstać ferma brojlerów na 330 tysięcy zwierząt.
Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym: Dołączyli Państwo do protestu przeciwko budowie przemysłowego kurnika, choć sami prowadzicie w Niedźwiadach gospodarstwo. Czy to nie dziwne?
Ewa Bojańska, rolniczka: Prowadzimy gospodarstwo, ale nie na taką skalę. Dużo ludzi ma tu małe gospodarstwa. My do nich też należymy. Nasze gospodarstwo działa od kilku pokoleń. Prowadzili je już nasi rodzice, a wcześniej dziadkowie. Ale jeśli tu powstanie ferma na tyle tysięcy kur, to wiadomo jak się mieszka w takim smrodzie i hałasie. Cały czas będą tu samochody jeździły. Ta ferma ma powstać w środku wsi. To nie będzie nic dobrego dla nas.
Ile rodzin mieszka w Niedźwiadach?
W Niedźwiadach mieszka 16 rodzin. Wiele z nich nadal prowadzi małe gospodarstwa rodzinne. Niektórzy przeprowadzili się tu z większych miast, na przykład z Poznania czy z Gostynia. Wzięli kredyty, żeby pobudować tu domy, a teraz ma im pod nosem powstać ferma? Nikt nie spodziewał się, że coś takiego może tu powstać. I co teraz, sprzedać domy i uciekać przed smrodem?
Gdyby ferma powstała, być może Państwo również stanęliby przed decyzją o opuszczeniu tego miejsca.
My już jesteśmy tak nauczeni pracy w tym gospodarstwie, że nie wyobrażamy sobie porzucenia tego miejsca, no bo gdzie pójdziemy? A te małżeństwa? Przecież te rodziny uciekły z miasta na wieś, żeby mieć ciszę, spokój i lepsze powietrze. Wzięli kredyty i pracują tutaj. Kto im to teraz kupi, jak za płotem byłaby przemysłowa ferma? Takich pieniędzy jak włożyli, na pewno nie dostaną.
Czy w okolicy powstają jakieś większe inwestycje, które dawałyby zatrudnienie, a jednocześnie nie generowały konfliktów społecznych i nie zagrażały zdrowiu mieszkańców?
Ewa Bojańska: Niedaleko w Jaraczewie powstał Sorpac. To duża firma zajmująca się produkcją maszyn, głównie wykorzystywanych w rolnictwie. Wysyłają je na cały świat. Ta firma faktycznie daje zatrudnienie i wciąż się rozwija.
Z drugiej strony ogromna przemysłowa ferma, która miałaby tu powstać, dawałaby zatrudnienie 7 osobom…
Co to jest 7 osób przy takiej skali? W naszym gospodarstwie, które prowadzimy z mężem, jest niewiele ponad 30 krów. Po szkole pomagają nam dzieci. To gospodarstwo faktycznie daje zatrudnienie i utrzymuje rodzinę, a żaden z sąsiadów nie narzeka na jakieś odory. A taka przemysłówka? Co ona by dobrego wniosła do naszej wsi poza szkodami?
W takim gospodarstwie macie możliwość zachowania czystości, ale też troszczenia się o dobrostan zwierząt.
Każde zwierzę ma tu imię. Zawsze tak było, a to nie jest żaden niedochodowy skansen, jak dziś się chętnie się mówi o niewielkich gospodarstwach rodzinnych. My sobie radzimy. Wiemy jak troszczyć się o zwierzęta, jak do nich podchodzić, żeby się nie stresowały. A na takiej przemysłówce… Krowy są tak faszerowane i tak przebiałkowane, że po jednym wycieleniu wyjeżdżają do ubojni.
Choć cały powiat od dawna jest na celowniku inwestorów z branży przemysłowego chowu i hodowli zwierząt, dotychczas udało Wam się ustrzec przed wpuszczeniem tu dużych ferm. Jak to się udaje, gdy dookoła powstają kolejne przemysłowe kurniki i chlewnie?
Próby oczywiście były. Mieliśmy mieć tutaj fermę norek. Jakoś udało nam się to wywalczyć, żeby nie powstała. Taka ferma to bardzo poważna uciążliwość. Zwłaszcza latem. Plagi much, smród, zagrożenia dla zdrowia. Nie chcemy tu wpuszczać przemysłowego chowu. Pamiętamy dobrze jak był tu mogielnik, składowisko herbicydów i innych niebezpiecznych substancji. To już zostało zlikwidowane, ale ziemie nadal są skażone. To jest teren obok działki, na której inwestor chce dziś stawiać fermę brojlerów.
Zniknęło jedno zagrożenie – nielegalne składowisko – a dziś ponownie, wbrew woli mieszkańców, chcą tu stawiać inwestycję zagrażającą środowisku i Waszemu zdrowiu – przemysłową fermę drobiu.
Trudno nie wiązać takich przemysłowych obiektów ze zdrowiem. Ja choruję na raka, moja mama choruje na raka. Cały czas się zastanawiamy, czy to nie przez ten mogielnik. Moja siostra zmarła na raka, mój ojciec też. Wielu mieszkańców ma astmę. Nawet ich dzieci. Do dziś w miejscu, w którym było to nielegalne składowisko, pobierają do badań wodę. Ale nam nikt nic nie mówi o wynikach.
I do tego miałaby tu teraz powstać ferma, o której wiadomo, że generuje szkodliwe dla zdrowia pyły, jeszcze łatwiej roznoszone po okolicy przez towarzyszący takiej działalności ciężki transport...
Dlatego chcielibyśmy, żeby Niedźwiady objęto miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Wtedy nikt by nam się tutaj nie panoszył z takimi inwestycjami. Miała być przecież ustawa odległościowa, odorowa, ale nic nie weszło. Ciągle to jest przekładane. A to czas dla inwestorów, na budowę kolejnych ferm obok zabudowy mieszkalnej.
Na wzór pobliskiego Siedlemina, w którym miała powstać przemysłowa chlewnia, postanowiliście złożyć na ręce Burmistrza uchwałę wzywającą włodarza do wszczęcia procedury uchwalenia planów miejscowych. Liczycie na wsparcie gminy?
Zobaczymy. To jest sprawdzian dla władz lokalnych. Plany miejscowe rozwiązałyby problem przemysłowych ferm raz na zawsze i pozwoliły nam stanowić o miejscu, w którym żyjemy i wychowujemy nasze dzieci.
***
Bartosz Zając, przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym: w rozmowie telefonicznej Dariusz Strugała, Burmistrz Miasta i Gminy Jaraczewo deklarował pełne poparcie dla mieszkańców Niedźwiad. Choć Burmistrz zapewniał, że nie jest zwolennikiem wpuszczania do gminy takich inwestycji, to – co symptomatyczne – nie wyraził jednoznacznego poparcia dla kierunku wskazanego przez mieszkańców, czyli zabezpieczenia Niedźwiad planami miejscowymi. Burmistrz odniósł się do uchwały ws. mpzp w piśmie do mieszkańców z końca czerwca br. Niestety wynika z niego jedynie, że bez zgody właściciela działki gmina nie może zmienić przeznaczenia terenu. Czy brak zgody inwestora faktycznie zamyka sprawę? Bynajmniej.
Pomimo braku zgody inwestora na przekwalifikowanie funkcji działki, gmina może umieścić w planach miejscowych zapis ograniczający maksymalną obsadę zwierząt na gospodarstwach powstających w sołectwie. Taki zapis w praktyce wykluczyłoby możliwość budowania ferm przemysłowych, nie blokując w żaden sposób zrównoważonego rolnictwa.