Większość zgłoszeń, które trafiają do nas od Mieszkańców walczących z fermami przemysłowymi dotyczy obiektów, które mają dopiero powstać. Niedawno wpłynęła do nas jednak prośba o pomoc ws. działającej już chlewni przemysłowej. Obiekt zbudowany został w środku wsi i zatruwa życie mieszkańców aż trzech miejscowości.
Choć mieszkańcy Kolonii Kuźnia i Wałasnowa Pierwszego i Wałsnowa Drugiego mieli już szansę przekonać się jak niewydolne jest polskie prawo w zakresie przeciwdziałania uciążliwościom odorowym, przestrzegania ochrony środowiska, a nawet życia i zdrowia mieszkańców wsi, nie rezygnują z walki o konstytucyjne prawo do życia w czystym powietrzu.
Mimo braku wsparcia ze strony kolejnych urzędów, nie poddają się. Już w najbliższy czwartek 28 kwietnia Mieszkańcy Kolonii Kuźnia przedstawią swój problem w Sejmie podczas obrad Komisji Zdrowia poświęconych wpływowi ferm przemysłowych na zdrowie.
Poniżej przedstawiamy zapis z rozmów, jakie przeprowadziliśmy z Mieszkańcami, reprezentantami urzędu gminy i stowarzyszenia wspierającego protest lokalnej społeczności przeciwko zatruwaniu powietrza przez przemysłową chlewnię.
Stop Fermom: Kiedy zaczął się Państwa protest?
Renata Derleta, mieszkanka Kolonii Kuźnia: W grudniu 2019 roku zebraliśmy z mieszkańcami 140 podpisów, które z prośbą o pomoc wysłaliśmy m.in. do Wójta Gminy Jastrząb i Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Zgłaszaliśmy się nawet o pomoc do posłanki Prawa i Sprawiedliwości Agnieszki Górskiej. Liczyliśmy na interwencję z jej strony, nie tylko dlatego, że pochodzi z naszego regionu, ale jest też członkinią Komisji Ochrony Środowiska. Niestety Pani Górska nie miała dla nas czasu. Skierowaliśmy też pisma do Pana Starosty w Szydłowcu, do Powiatowej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej w Szydłowcu, Lekarza Weterynarii w Orońsku, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego w Warszawie. Nawet do Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Bezskutecznie.
SF: A jak wyglądały kontrole?
RD: Kilkakrotnie wzywaliśmy policję z Szydłowca, ale zanim pojawili się na miejscu, wszystko było sprzątane i nie było smrodu. Gdy policja lub urzędnicy odjeżdżali, wszystko zaczynało się od nowa.
SF: O jak dużej fermie w ogóle mówimy? Czy wiadomo ile zwierząt znajduje się w sąsiadującej z Pani domem chlewni?
RD: Przez długi czas nikt nie mógł tego ustalić. W dokumentacjach jakie otrzymywaliśmy była zwykle wzmianka, że ferma przekracza 210 DJP, a więc że jest to instalacja znacząco oddziałująca na środowisko. Dopiero w czerwcu 2021 w piśmie z Sanepidu pada liczba 451,5 DJP!
SF: To ponad dwa razy więcej niż fermy kwalifikowane jako obiekty przemysłowe, znacząco oddziałujące na środowisko i wymagające pozwolenia zintegrowanego.
RD: I tu właśnie pojawia się problem. W piśmie skierowanym przez Departament Prawny Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska do Mazowieckiego WIOŚ pada informacja, że “chlewnie te formalnie należą do czterech właścicieli, prawdopodobnie z uwagi na chęć ominięcia przepisów dotyczących pozwolenia zintegrowanego.” W tym samym piśmie przedstawiciel GIOŚ wnioskował o przeprowadzenie kontroli w tej sprawie.
SF: Czy do tych kontroli doszło?
Tak. Niedługo potem otrzymaliśmy od Mazowieckiego Inspektora Ochrony Środowiska pismo, w którym stwierdzono, że ta chlewnia nie musi posiadać pozwolenia zintegrowanego i nie stanowi fermy wielkoprzemysłowej bo jest na niej poniżej 2000 stanowisk dla świń o wadze powyżej 30 kilogramów.
Sprawę skomentował Bartosz Zając z Koalicji Społeczna Stop Fermom:
“Aby potwierdzić czy mamy do czynienia ze sztucznym podziałem fermy na mniejsze i sugerowaną przez GIOŚ próbą ominięcia prawa, wystarczyło ustalić czy 4 chlewnie są niezależne technologicznie. Jeśli nie są, to należy je traktować jako jeden obiekt, który musi posiadać pozwolenie zintegrowane i tym samym klasyfikowany jest jako ferma przemysłowa. W pokontrolnym piśmie WIOŚ nie pojawia się takie wyjaśnienie. Co więcej, urzędnicy podają w tym samym dokumencie różne obsady – w jednym miejscu pada liczba niespełna 2 tysięcy stanowisk dla zwierząt powyżej 30 kg, a w innym miejscu mowa jest o obsadzie 516,4 DJP! Nie trzeba dodawać, że urzędnicy WIOŚ nie stwierdzili podczas kontroli żadnej uciążliwości zapachowej. Jeśli tak działa Inspektorat Ochrony Środowiska, każdy hodowca może czuć się bezkarnie.”
SF: Interweniowali też Państwo u Powiatowego Inspektora Sanitarnego?
RD: Tak, w Szydłowcu. Chcieliśmy aby zajęto się sprawą, bo nie chodzi tu wyłącznie o komfort naszego życia – choć już samo to powinno wystarczyć do rozwiązania tej sprawy – chodzi o nasze zdrowie. Ta ferma zatruwa powietrze, którym oddychamy. Co z tego, że mieszkamy w pięknej okolicy, blisko lasu i rzeki, skoro na co dzień nie możemy się cieszyć czystym powietrzem.
Pozwolenie na budowę fermy przemysłowej o obsadzie 451,5 DJP wydał w 2013 komisarz pełniący zastępstwo za Wójta. W 2019 wydano zgodę na jeszcze większą rozbudowę. Jako mieszkańcy nie wiedzieliśmy nic o planowanej inwestycji. Potem oczywiście usłyszeliśmy, że w urzędzie gminy w gablocie wisiało obwieszczenie o budowie fermy. To wszystko. Mimo tak dużej skali i łatwego do przewidzenia oddziaływania tej chlewni na mieszkańców, nikt nie poinformował nas osobiście.
Pani Sabino, mieszka pani w sąsiadującym z Kolonią Kuźnia Wałsnowie, nieco ponad 500 metrów od chlewni sąsiadującej z domem pani Renaty. Jak często odór i inne uciążliwości generowane przez fermę odczuwalne są w Państwa miejscowości?
Sabina: Przede wszystkim wiosną i latem, kiedy robi się ciepło, ale też kiedy wiatry wieją w stronę Wałsnowa. Kiedy w tych cieplejszych porach przejeżdżamy obok fermy rowerami albo wychodzimy na spacer, to tamtędy nie da się po prostu przejść. Zresztą czuć nawet u nas kiedy latem mamy otwarte okna. Mieszkamy kilkaset metrów dalej i jest naprawdę źle, dlatego trudno mi sobie wyobrazić, jak mogą wytrzymać sąsiedzi hodowcy.
SF: Myśli Pani, że inwestor oszczędza na technologiach, które zredukowały by emisję przemysłowych odorów z chlewni?
S: Sądzę, że tak. Mamy obok nas, około 500 metrów od naszego domu, niemały kurnik, ale stamtąd nie czuć, więc widocznie stosują jakieś filtry. Dodatkowo inwestor zbudował ten kurnik na końcu wsi za przepierzeniem z drzew, co chroni nas przed przykrymi zapachami.
SF: Mają tu Państwo dość gęstą zabudowę i poza tym jednym kurnikiem i chlewnią trudno mówić o rolniczym charakterze okolicy. Bez przesady można powiedzieć, że w tych miejscowościach dominuje funkcja mieszkalna.
S: Zgadza się. Nie wiem nawet czy w Wałsnowie ktokolwiek ma choćby jedną krowę. Nieco dalej w kierunku głównej szosy sąsiedzi mają niewielkie gospodarstwo, ale nie ma tu innych dużych ferm. Tylko ta chlewnia w Kolonii Kuźnia. Właściwie w samym środku wsi. Bez jakiegokolwiek zważania na społeczność lokalną.
Panie Jerzy, rozmawialiśmy z mieszkańcami pobliskiego Wałsnowa o tym jak żyje się obok przemysłowej chlewni. Narzekali na uciążliwości, ale podkreślali też, że trudno im sobie wyobrazić jak żyje się Państwu – mieszkańcom Kolonii Kuźnia.
Jerzy, mieszkaniec Kolonii Kuźnia: Mieszkam 200 metrów od tego smrodu. Naprawdę nieraz jest tragicznie. Niedawno mieliśmy rozmowę z człowiekiem, który prowadzi tą chlewnię. Na miejscu pojawił się też wójt i sekretarz gminy. Hodowca twierdził, że śmierdzi, bo przepompowuje gnojowicę, co jest bzdurą. Śmierdzi jak oszczędza. Widzę jak wyłącza wentylatory i wtedy zaczyna śmierdzieć na całą wieś. Nie daj Boże wtedy coś na zewnątrz robić, pracować czy odpoczywać przy grilu. Kobiety mówią wprost, że czasem w niedzielę na spacerach wymiotują od tego odoru.
Bogusława, mieszkanka Kolonii Kuźnia: Latem nie da się na zewnątrz siedzieć. Trzeba zamykać okna i chować się w mieszkaniu. W zeszłym roku mąż próbował rozmawiać z inwestorem jak sąsiad z sąsiadem. Tłumaczył, że nie da się w tym smrodzie normalnie żyć. Usłyszał tylko od hodowcy, że na żadne filtry go nie stać. Ten człowiek lekceważy całą społeczność. Przedstawiciele gminy również tłumaczyli inwestorowi, że coś będzie z tym musiał zrobić. To wygląda jak przebłagiwanie inwestora, jakby z dostępu do czystego powietrza robił nam jakąś łaskę. Nie tak powinno to wyglądać.
Pani Małgorzato, nie jest Pani mieszkanką Kolonii Kuźnia, ale często odwiedza Pani te okolice.
Małgorzata, mieszkanka Szydłowca: Tak, przyjeżdżam do Renaty, której dom sąsiaduje z tą chlewnią. Nasze dzieci chodzą razem do szkoły. Latem czy w okresie ferii zimowych przyjeżdżaliśmy tu nawet codziennie. I właśnie nawet zimą, w okresie ferii, ten fetor był tak straszny, że jak wróciłam do domu, czułam w gardle jakbym nawdychała się chemii – jak po malowaniu mieszkania.
SF: Zwykle zimą ten odór nie jest tak intensywny.
M: A jednak. I to mimo zamkniętych okien i drzwi. Odór z fermy przedostawał się do pomieszczeń domu Renaty, tak że nie dało się tam wysiedzieć. Po tej wizycie czułam się źle i zastanawiałam się czy nie pójść z synem do lekarza. Naprawdę obawialiśmy się o nasze zdrowie, a byliśmy tam góra trzy godziny. Ludzie narzekają na problemy z komfortem życia ze względu na fetor. Ale co ze zdrowiem? O tym nikt nie mówi, bo wpływu ferm na zdrowie mieszkańców na co dzień nie widać.
Mieszkańcy mierząc się z problemem funkcjonowania takich obiektów nie wiedzą często od czego zacząć, dlatego zgłaszają się o pomoc do stowarzyszeń ekologicznych. Wiele z nich ma doświadczenie w walce z fermami przemysłowymi i innymi uciążliwymi obiektami. Z pomocą Mieszkańcom Kolonii Kuźnia przyszło stowarzyszenia z Szydłowca.
Paweł Rawicki, prezes Stowarzyszenia “ES” Eko Szydłowiec: Interweniowaliśmy w powiatowym Wydziale Ochrony Środowiska z wnioskiem o nałożenie tzw. przeglądu ekologicznego. To narzędzie, które ma powiat, i z którego w ogóle nie korzysta. Tymczasem może po nie sięgać w sytuacji, w której zachodzi już samo podejrzenie negatywnego oddziaływania na środowisko. Zamiast zarządzić taki przegląd, władze powiatowe odesłały nasze pismo do WIOŚ’u, WIOŚ do RDOŚ’u, i w tej chwili RDOŚ odesłał pismo z powrotem do powiatu, do starosty… Po dwóch latach próby rozwiązania problemu, wróciliśmy więc do punktu wyjścia.
SF: Czy napotkaliście jeszcze jakieś problemy?
Problem pojawił się też z dostępem do informacji publicznej. Kiedy chcieliśmy ustalić obsadę zwierząt na tej fermie, okazywało się, że jest to tajemnica gospodarcza. Mieszkańcy byli więc traktowani jak konkurencja, która chce dowiedzieć się czegoś o szczegółach działalności inwestora.
We wszelkich próbach pomocy mieszkańcom, rozbijamy się więc o urzędnicze absurdy. To nam pokazuje, że nawet na tak niskim poziomie – inspekcji powiatowych – nic nie działa jak powinno. Łamane jest prawo ustawy o ochronie środowiska, czy prawo budowlane. Ale ta lista jest znacznie dłuższa.
O komentarz w sprawie fermy w Kolonii Kuźnia poprosiliśmy też pana Andrzeja Bracha, Wójta gminy Jastrząb.
SF: W jaki sposób przedstawiciele urzędu gminy mogą pomóc w rozwiązaniu tej sytuacji?
Andrzej Bracha, Wójt Gminy Jastrząb: Nie możemy zakazać takiej działalności. Jako gmina nie mamy takich narzędzi. Nie ma w Polsce ustawy, która regulowałaby kwestię odorów z ferm. Nie ma też prawa, które regulowałyby odległości takich ferm od zabudowy mieszkalnej. Chcę doprowadzić do kompromisu. Podczas konfrontacji z inwestorem padały deklaracje, że będzie używał odpowiedniej chemii, która zneutralizuje odór.
***
Stop Fermom: Jak wynika z wypowiedzi mieszkańców, inwestor poprzestaje jednak na deklaracjach i niewiele robi sobie z kolejnych kontroli. Właśnie dlatego Mieszkańcy zdecydowali się nagłośnić sprawę podczas spotkania sejmowej Komisji Zdrowia poświęconej fermom przemysłowym. Mamy nadzieję, że czwartkowe obrady tej komisji to pierwszy krok, by problem takich instalacji przestał być w Polsce bagatelizowany jako zaledwie “uciążliwość”, z którą na wsi trzeba się pogodzić, bo tam jest jej naturalne miejsce. Tymczasem funkcja wsi i gęstość zabudowy mieszkalnej na tych obszarach się zmienia. Potrzebujemy więc prawa, które będzie chroniło społeczność wiejską, a nie, jak to ma miejsce dziś, pozwalało na niczym nieskrępowaną ekspansję zagrażających środowisku i zdrowiu przemysłowych ferm.