W Bojadłach pojawił się inwestor, którego plany budzą duży sprzeciw mieszkańców. Rozmawiamy o tym z reprezentującą protest mieszkańców radną Krystyną Urbańską.

Bojadła (fot. Aneta Kamińska. Fundacja Pałac Bojadła)

Kiedy po raz pierwszy dowiedzieliście się o planach budowy przemysłowej odchowalni kur niosek w waszej miejscowości?

W przeddzień wigilii, 23 grudnia 2019. Zostały wówczas przeprowadzone konsultacje społeczne. Miało też miejsce spotkanie, podczas którego wójt przedstawił mieszkańcom inwestora. Podczas konsultacji mieszkańcy wyrazili jednak całkowity sprzeciw wobec tej inwestycji. Już w styczniu 2020 powołany został społeczny komitet protestacyjny. W krótkim czasie zebraliśmy pierwszą turę podpisów. Na podstawie złożonych dokumentów, w tym pism protestacyjnych i złożonego przez inwestora raportu środowiskowego, wójt wydał inwestorowi decyzję odmowną.

Na tym sprawa się jednak nie zakończyła?

Niestety. Inwestor odwołał się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i w sierpniu projekt budowy odchowalni kur trafił z powrotem do gminy do ponownego rozpatrzenia. Wójt zwrócił się oczywiście do inwestora o uzupełnienie raportu środowiskowego. Niedługo zapoznamy się z jego treścią, ale już rozpoczęliśmy zbieranie podpisów pod protestem. Planowane są też ponowne konsultacje społeczne.

Na budowie odchowalni nie zależy wyłącznie inwestorowi. Bojadła odwiedził też poseł z Zielonej Góry, który przekonywał, że projekt budowy odchowalni przyda się gminie.

Tak, w październiku z biura Rady Gminy otrzymaliśmy zaproszenie na spotkanie z posłem PiS Jerzym Materną. Na spotkanie z posłem nie zaproszono mieszkańców. Byłam przekonana, że to będzie spotkanie dotyczące sytuacji w kraju. Jak się jednak okazało poseł pojawił się ze swoim bratankiem – inwestorem – i z jego prawnikiem. Pan Jerzy Materna zakomunikował nam, że ta inwestycja musi powstać. To spotkanie miało wyłącznie charakter lobbingowy.

Czy inwestor jest mieszkańcem gminy?

Oczywiście, że nie. Dzierżawi tylko grunty od lokalnych rolników. Odkupił też niektóre działki. Na jednej z nich działała do niedawna suszarnia. Dodajmy, że nasza wieś czekała blisko siedem dekad na budowę mostu na Odrze. W tej chwili okazało się jednak, że koncepcja obwodnicy miejscowości jest zaplanowana tak, że będzie przechodziła przez działkę, na której mają powstać kurniki. To najkorzystniejsza dla wsi wersja obwodnicy, zakładająca najmniej lasu do wycinki, i najkrótsza – niestety w konflikcie z planowaną działalnością zewnętrznego inwestora. Dla niego ten wątek jest nieistotny, bo nie jest częścią naszej społeczności.

Jak wykorzystywane są w tej chwili dzierżawione przez niego grunty?

To są grunty rolne, ale służą raczej jako miejsce zagospodarowania kurzych odchodów z kurników tego producenta w Wielkopolsce. Odchody wysypywane są na hałdy, leżą tygodniami, zanim zostaną rozwiezione na pola. Zresztą to nie tylko odchody. W sierpniu 2019 na pola zostało też przywiezionych kilka tysięcy padłych kur. Zalegały tam trzy tygodnie, były roznoszone po okolicy przez lisy.

Truchła rozrzucone na polach inwestora (fot. Aneta Kamińska)

W jakiej odległości od zabudowy mieszkalnej miało to miejsce?

Nie dalej niż 300–400 metrów i nieopodal drogi prowadzącej do promu. Zgłosił to lokalny myśliwy, jednak gmina nie zareagowała w żaden sposób, mimo że ta sytuacja stwarzała zagrożenie epidemiologiczne, nie mówiąc o uprzykrzającej życie pladze much i ogromnym problemie odorowym. Wobec bezczynności władz lokalnych Aneta Kamińska – radna Rady Gminy i prezes Fundacji Pałac Bojadła – postanowiła pojechać na miejsce. Sporządziła dokumentację, zawiadomiła WIOŚ i media. Ja z kolei poinformowałam Powiatowego Lekarza Weterynarii. Dopiero po tych działaniach WIOŚ podjął interwencję, pole zostało odpowiednio przeorano, niwelując zagrożenie epidemiologiczne, a inwestora ukarano mandatem.

Czy wiadomo, skąd zostały przywiezione martwe kury, które zostały rozrzucone na polu?

Dzierżawiący te pola inwestor ma hodowlę kur w Kiełpinach, w województwie wielkopolskim. Pojechałam tam, żeby zobaczyć, jak ona funkcjonuje. Chciałam porozmawiać z mieszkańcami, żeby dowiedzieć się, z jakimi uciążliwościami muszą się mierzyć. Na miejscu usłyszałam od nich, że kiedy zaczynają się krytycznie wypowiadać o inwestycji, dostają wezwania przedsądowe. Prawnicy inwestora uciszają mieszkańców, strasząc pozwami o zniesławienie. Sama zresztą też otrzymałam takie pismo.

A jakie problemy wiążą się z działającą tam hodowlą drobiu?

Przed fermą stoją kontenery na padłe kury – stąd powinny trafiać do utylizacji. Niestety to tylko pokazówka dla sanepidu. Rzadko kiedy trafiają tam martwe zwierzęta. Pewnie dlatego, że prawidłowa utylizacja jest dla hodowcy za droga. Podobnie jak to było z kurami przywiezionymi do naszej wsi, tu również martwe zwierzęta wyrzucane są z obornikiem na pola.

Wiemy już, jaki stosunek do inwestycji mają mieszkańcy. A jak do planów mającej powstać odchowalni ustosunkowują się władze lokalne?

W styczniu 2020 roku mieliśmy posiedzenie Komisji ds. inwestycji i rozwoju. Tłumaczono nam wówczas, że to będą kurniki na ok. 10 tysięcy zwierząt. Przed spotkaniem zapoznałam się jednak z raportem, z którego wynikało, że to będą kurniki bezściółkowe, piętrowe – w jednym rzucie 400 tysięcy kurcząt, czyli około miliona kur rocznie. Na posiedzeniu Komisji uczestniczyło 6 radnych (3 było za odchowalnią, 2 przeciw, 1 wstrzymał się od głosu). W związku z zaistniałą sytuacją poprosiłam, żeby sprawa planowanej budowy odchowalni została przedyskutowana na najbliższej sesji Rady Gminy i żeby wszyscy radni wypowiedzieli się w tej sprawie publicznie podczas sesji. Niestety na wniosek popierającej inwestycję przewodniczącej rady ten punkt został wykreślony z porządku obrad.

Na co, poza protestem społecznym, zwracają uwagę radni przeciwni inwestycji?

Przede wszystkim na degradację środowiska, związane z przemysłową hodowlą plagi much, odór, skażenie wód gruntowych. Wraz z powstaniem tej fermy tutejsze nieruchomości stracą na wartości. Nasza miejscowość leży na terenie zalewowym Odry. Poza tym od 20 lat działa tu gospodarstwo agroturystyczne, które byłoby bezpośrednio zagrożone taką inwestycją. Wspomniana budowa mostu i, co za tym idzie, lepsza komunikacja z Zieloną Górą, pozwoli nam w przyszłości na rozwój turystyczny i gospodarczy nieszkodzący środowisku i mieszkańcom. Oczywiście, jeśli ta ferma nie powstanie.

Pałac Bojadła (fot. Kamilla Ernandes)

Czy te argumenty nie przekonują pozostałych radnych i samego inwestora?

Kiedy podczas spotkania z posłem Jerzym Materną i skoligaconym z nim inwestorem wspomniałam o planach rozwoju gminy, poseł wychylił się tylko na krześle i wyśmiał te plany, mówiąc, że mamy raptem jedno gospodarstwo agroturystyczne i chcemy mówić o turystyce. Jego zdaniem najlepszym inwestorem dla gminy będzie Mateusz M. To świadczy nie tylko o arogancji, ale też o całkowitej nieznajomości naszego regionu.

Mamy tu w okolicy piękny szlak turystyczny do zwiedzania – Pałac Zabór, Pałac Bojadła, Klenica – pałac myśliwski Radziwiłłów, Trzebiechów, gdzie mieści się zespół pałacowo-parkowy, sanatorium Marie Alexandrine księżnej Reuss, a obecnie Dom Pomocy Społecznej. Teren Natura 2000 dzieli od planowanej inwestycji tylko droga powiatowa. Z kolei około 100 metrów od planowanej budowy mieszalni pasz inwestora znajdują się cenne ekologicznie wydmy śródlądowe Cypel, które powstały około 10 tysięcy lat temu. To są perełki gminy, które należy chronić, a nie otaczać fermami przemysłowymi. Nie na taką skalę i nie w tak bliskim sąsiedztwie.

Czym w takim razie kierują się radni popierający budowę fermy?

To jest zagadka, bo zysk dla gminy z tytułu podatku rolnego to 239 złotych, a przy automatyzacji takich ferm możemy mówić najwyżej o kilku miejscach pracy. Zresztą nie mamy żadnej gwarancji, że w tej odchowalni zostałyby zatrudnione osoby z naszej wsi ani że wynagrodzenie byłoby atrakcyjne. Jeśli nawet, to koszty tych pozornych zysków poniesie cała społeczność.

Czy w okolicach Bojadeł nie działają inne fermy?

Najbliższe są odpowiednio 6 i 16 kilometrów od Bojadeł, ale to niewielkie kurniki. Ich działanie nie naraża mieszkańców na żadne problemy zdrowotne, środowiskowe czy ekonomiczne.

Rozumiem, że dla posła Jerzego Materny i inwestora zagrożenie dla gospodarstwa agroturystycznego nie stanowi problemu?

Absolutnie. Podczas naszego spotkania wspomniałam, że funkcjonująca już suszarnia jest wystarczająco uciążliwa i położona zbyt blisko budynków mieszkalnych. Zamontowane tam wentylatory generują ogromny hałas. Jest też problem zadymienia, szczególnie dotkliwy dla mieszkańców i pobliskiego cmentarza, który jest cały zapylony. Wcześniej, gdy suszarnia była prowadzona przez mieszkańca wsi, tego problemu nie było. Obok istniejącej suszarni planowana jest budowa mieszalni pasz, która dodatkowo zwiększy hałas, ruch samochodów, zapylenie i utrudni życie ludziom mieszkającym w pobliżu planowanej inwestycji. Na te zarzuty inwestor zarzucił mnie publicznie inwektywami, których pozwolę sobie nie przytaczać. Inwestor zachował się arogancko i wulgarnie, ponieważ miał wsparcie posła.

Suszarnia pasz zanieczyszczająca okolicę (fot. Krystyna Urbańska)

Czy poseł Materna interweniował w Bojadłach w jakichś innych sprawach?

Skądże. Zgłaszaliśmy się do niego z prośbą o interwencję w sprawie wysypiska śmieci, ale wtedy nam nie pomógł. Przyjechał do wsi dopiero, gdy miał w tym interes członek jego rodziny.

Reprezentując protest mieszkańców, naraża się pani na szereg nieprzyjemności ze strony inwestora – publiczne obelgi, groźby pozwów o zniesławienie – ale jest Pani skuteczna w nagłaśnianiu problemu.

Staram się reprezentować interes społeczny mieszkańców. To zresztą nie pierwszy nasz protest. W 2018 w Bojadłach – również na działkach dzierżawionych – miała powstać duża kompostownia. Mieszkańcy byli przeciwni. Uruchomiliśmy wtedy stronę internetową „Nasze sprawy Bojadła”, gdzie informowaliśmy o sprawie. Rozpoczęłam akcję protestacyjną, składanie pism, spotkania ze starostą, z WIOŚ. W ślad za tym kilkanaście protestów i zawiadomienia do mediów. Ostatecznie starosta wycofał pozwolenie i nie mamy dziś kompostowni. Ludzie mi zaufali i proszą, żeby działać w ich imieniu.

Boją się pozwów?

Między innymi. To mała miejscowość, w której, jak to zwykle bywa, funkcjonują różne układy. Niewiele osób chce mówić otwarcie, ale pojawiają się na protestach i składają podpisy na listach protestacyjnych. To bardzo ważne, bo pokazuje, jaka jest skala społecznego niezadowolenia wobec planowanej inwestycji. Wspólnie z mieszkańcami organizujemy w niedługim czasie akcje protestacyjne pod Urzędem Gminy w Bojadłach i pod biurem posła Materny w Zielonej Górze. Nie odpuścimy, bo ta wieś, to nasz dom i nigdzie się stąd nie wybieramy.