Myśląc o proteście większość z nas ma zwykle na myśli spektakularną akcję, która zdobywa duże zainteresowanie mediów i opinii publicznej. Z kolei aktywista, zwłaszcza taki, który ratuje zwierzęta, to w powszechnym wyobrażeniu człowiek młody, zwykle z dużego miasta, najczęściej na wegańskiej lub wegetariańskiej diecie. Protesty organizowane przez aktywistów prozwierzęcych przybierają formę happeningów, pikiet przed biurami polityków. Zdarzają się też wielotysięczne przemarsze obrońców zwierząt, jak ten w Warszawie 13 września 2018. W Polsce na los zwierząt ma też jednak wpływ inny ruch. Tworzony oddolnie przez mieszkańców wsi, osiągający bardzo konkretne rezultaty. Ruch ratujący zwierzęta przed koszmarem życia na fermach przemysłowych − tu i teraz.
Mieszkańcy wsi protestują zwykle przeciwko budowaniu ferm przemysłowych w ich najbliższym sąsiedztwie. Ich pobudki są oczywiście różne. Niektórzy protestują w trosce o środowisko, inni bojąc się o zdrowie własne i rodziny. Jeszcze inni zwracają uwagę na problemy ekonomiczne zafermionych gmin i powiatów. Część z protestujących zwraca także uwagę na cierpienie zwierząt wpisane w model hodowli przemysłowej. Troska o zwierzęta nie jest jednak głównym motorem tych protestów. A jednak z punktu widzenia minimalizowania cierpienia odnoszą one ogromny sukces.
Kiedy inwestor napotyka opór społeczności lokalnej, cały proces prowadzący do wydania lub odmowy zgody na budowę fermy znacznie się wydłuża. Czasem o kilka miesięcy, a przy determinacji obu stron, bywa że i o kilka lat. Nawet jeśli taka ferma ostatecznie powstanie, to dzięki opóźnieniu budowy wywołanemu przez protest mieszkańców, setki tysięcy, a czasem miliony zwierząt unikną okrutnego losu. Przykładowo, w ciągu roku na fermę zbudowaną na milion kurczaków brojlerów trafiłoby ponad 7 milionów ptaków. Trafiłoby, gdyby nie protesty we wsiach takich jak Kawęczyn. Mieszkańcy od ponad 5 lat blokują tam budowę kurników przemysłowych na 1.029.000 brojlerów w jednym cyklu. W ten sposób uratowali już przed piekłem hodowli przemysłowej prawie 37 milionów zwierząt!
Być może protestujący mieszkańcy wsi nie są typowymi aktywistami prozwierzęcymi. Z pewnością większość z nich je mięso i inne produkty odzwierzęce, a w protesty angażują się zwykle z pobudek innych niż empatia wobec zwierząt hodowlanych. Ale czy dla zwierząt ma to jakiekolwiek znaczenie? Poza tym, czy empatia wobec tych zwierząt i zmiany w nawykach konsumpcyjnych kształtowanych przez społeczne normy nie stanowią procesu, drogi, na którą wchodzimy na różnych etapach naszego życia i z różnych powodów?
W latach 2009-2019 przeciwko budowie ferm przemysłowych w Polsce toczyło się przynajmniej 841 protestów wiejskich społeczności. Każdy z tych protestów oznacza tysiące, a czasem miliony zwierząt, które uniknęły piekła hodowli. Wielu mieszkańców zaangażowanych w te działania założyło stowarzyszenia walczące dziś o czystą wieś, środowisko naturalne wolne od skażenia przemysłowym rolnictwem i ochronę zagrożonych gatunków żyjących na polskiej wsi. Dzielą się zdobytą wiedzą i wspierają mieszkańców walczących z fermami przemysłowymi w innych rejonach Polski. Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym zrzesza już 40 takich stowarzyszeń, a z wieloma innymi utrzymuje stałą współpracę. To ogromny oddolny ruch społeczny, który każdego dnia minimalizuje skalę cierpienia powodowanego przez fermy przemysłowe. W imieniu zwierząt dziękujemy mieszkańcom polskich wsi za te działania.