W ostatnich dniach stycznia Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi opublikowało informację o pierwszym przypadku koronawirusa na polskiej fermie norek. Wirus został wykryty na fermie futrzarskiej w województwie pomorskim, w powiecie kartuskim. Inspekcja weterynaryjna rozpoczęła działania mające na celu likwidację koronawirusa, czyli eksterminację zwierząt.

Taka sytuacja miała już miejsce m.in. w Danii – do niedawna światowego lidera produkcji futer. Kiedy na duńskich fermach rozwinął się koronawirus, zabito miliony zwierząt, a prezes Kopenhagen Fur poinformował o stopniowym wygaszaniu biznesu.

 Ferma norek-Długie Stare pod Lesznem

Skandaliczne plany futerkowców 

Tymczasem polscy hodowcy norek zacierają ręce, aby zająć niechlubne czołowe miejsce Duńczyków. Z pomocą chińskich inwestorów postanowili założyć pierwszy w Polsce i największy na świecie dom aukcyjny, w którym sprzedawane byłyby futra norek. Koszt „globalnego centrum handlu futrami” to 80 milionów euro. Gdyby inwestycja doszła do skutku, pierwsze targi odbyłyby się na przełomie 2021 i 2022 roku.

Po dopuszczeniu takiego przedsięwzięcia do skutku, w Polsce koncentrowałby się światowy handel futrami norek. To oznaczałoby gwałtowny rozwój hodowli – mnożenia cierpienia kolejnych zwierząt i ludzi, którym sąsiedztwo ferm uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Wiązałoby się to także z potencjalnym wzrostem zakażeń koronawirusem, czyli zagrożeniem dla naszego życia i zdrowia, a w efekcie wybiciem wszystkich zwierząt. Poza tym jest to dramatyczne zaślepienie na zdanie Polek i Polaków – 73,1% z nas nie chce w Polsce ferm futerkowych!

Pomimo tego, prezes Związku Polskiego Przemysłu Futrzarskiego, Szczepan Wójcik mutację koronawirusa SARS-CoV-2 na fermach norek w Danii nazywa mityczną, a decyzję wygaszania duńskiego biznesu fatalną w skutkach – powołując się nieustannie na straty i „całkowite zniszczenie dorobku życia hodowców”. Jednak również w Polsce nie ma miejsca na biznes budowany na cierpieniu.

Szczepan Wójcik w czasie rozmowy z ambasadorem Chin w Polsce Liu Guangyuanem (Szymon Wójcik/ Twitter)

ZPPF konsekwentnie ignoruje kolejne dokumentacje okrucieństwa ferm, emisje gazów cieplarnianych, których są przyczyną, protesty mieszkańców z nimi sąsiadujących oraz opinie Polaków. Podczas gdy kraj zmaga się z koronawirusem i mozolnie rozdzielanymi szczepionkami, futrzarze zdają się bagatelizować nawet pandemię. 

Widzimy, jak dalece sięga nieodpowiedzialność tego biznesu. Chciwość i chęć zysku za wszelką cenę całkiem przysłania hodowcom zwierząt futerkowych apele, żądania, a przede wszystkim bezpieczeństwo obywateli.

Śledztwo na fermie norek w Góreczkach (2020), fot. Otwarte Klatki

Globalny sprzeciw

Budowie domu aukcyjnego sprzeciwia się również organizacja Capital Animal Welfare Association z siedzibą w Pekinie. Jej sekretarz generalny wystosował list do premiera Mateusza Morawieckiego. Wzywa w nim do „interwencji i powstrzymania planowanej budowy domu aukcyjnego dla produktów futrzarskich, a zamiast dalszego inwestowania w ten nieetyczny i niebezpieczny, podupadający przemysł – do przyłączenia się do innych krajów europejskich poprzez całkowite zakończenie branży futerkowej w Polsce.”

List Dezhi Yu z CAWA do Mateusza Morawieckiego

Koronawirus na fermach jest kolejnym sygnałem jeszcze dobitniej pokazującym, że nie ma już miejsca i czasu na przemysł futrzarski. Najlepszym, co Związek Polskiego Przemysłu Futrzarskiego może teraz zrobić, jest wspieranie hodowców w jak najszybszym przebranżowieniu się – w przeciwnym wypadku straty będą tylko większe.

W tej sytuacji apelujemy do polityków. Żądamy ochrony i bezpieczeństwa obywatelek i obywateli. Nie chcemy więcej ofiar Covid-19. To kolejny powód, dla którego zakaz hodowli zwierząt na futro musi zostać wprowadzony jak najszybciej.