Stop Fermom: Fermy przemysłowe w Polsce powstają niemal wszędzie. Inwestorzy nie szukają miejsc oddalonych od zabudowy mieszkalnej. Przeciwnie, planują budowę ferm blisko wsi generując liczne konflikty ze społecznościami lokalnymi. Nowy Dwór nie jest tu wyjątkiem.

Artur Łazowy. Stowarzyszenie Effata: Ferma trzody chlewnej w Nowym Dworze działa od trzech lat na gruzach byłego PGRu. Tutaj inwestorka prowadzi już i planuje budowę drugiej hali na kolejne 1920 zwierząt. Ferma jest zlokalizowana w środku wsi Nowy Dwór w Gminie Złotów, w powiecie złotowskim, w województwie Wielkopolskim. W bliskim sąsiedztwie mieszka tu około 200 rodzin. To dość typowa dla tych terenów zwarta zabudowa. Trzydzieści lat temu istniał tutaj PGR i do dzisiaj opuszczone budynki straszą i zagrażają mieszkańcom – nadają się tylko do rozbiórki.

Zrujnowane budynki po dawnym PGRze na terenie Nowego Dworu
(fot. Bartosz Goliwąs)

Przemysłowa ferma w środku wsi. To dość kuriozalny pomysł.

Dla pazernego inwestora to doskonała lokalizacja. Uzbrojony teren, woda, prąd, gminna kanalizacja, powiatowa droga, a przy niewielkich nakładach finansowych łatwy teren do budowy wielkiej przemysłowej hali. A to, że w sąsiedztwie mieszkają ludzie, nikogo nie obchodzi. Inwestycja i pieniądze są najważniejsze.

Trzeba też podkreślić, że nie jest to teren zdominowany przez rolnictwo.

Struktura mieszkańców tej wsi bardzo się zmieniła od czasu PGRów. Dziś w wiosce działa raptem trzech rolników. Obecnie Nowy Dwór to swoista sypialnia Miasta Złotowa. Powstały i rozwijają się inne dziedziny gospodarki. W sąsiedztwie powstają ekologiczne domy, gospodarstwa agroturystyczne, całe osiedla dla setek rodzin. W tym miejscu nie może działać żadna instalacja szkodliwa dla ludzi i środowiska. Tutaj już nie ma miejsca na gnojowicę.

Na jakim etapie jest planowana inwestycja?

Postępowanie administracyjne trwa od 2019 roku. Dzięki zaangażowaniu mieszkańców oraz kilku organizacji ekologicznych i pro zwierzęcych z całej Polski udaje nam się opóźnić jej budowę, ale widmo jej powstania wciąż wisi nad mieszkańcami.

Artur Łazowy (Effata) i Ilona Rabizo (Stop Fermom) z wizytą u Renaty Beger
(fot. Bartosz Goliwąs)

Za inwestycją stoi osoba publiczna – Renata Beger, była posłanka Samoobrony, bohaterka wielu głośnych afer, która jednak sprzeciwiała się kiedyś ekspansji przemysłowych hodowli w Polsce. Co się zmieniło?

Wszystko się zmieniło. Wiele lat temu, za czasów działania Związku Zawodowego Samoobrona, Pan Andrzej Lepper jeździł po Polsce i namawiał rolników, aby nie budowali przemysłowych ferm. Wtedy w 1999 roku został zaproszony przez  Instytutu Ochrony Zwierząt oraz rolników indywidualnych do Stanów Zjednoczonych, aby tam osobiście zapoznał się ze skutkami funkcjonowania wielkich ferm. Po powrocie do Polski na zlecenie Partii Samoobrona RP powstał film, który był reportażem z wyjazdu Leppera do USA oraz przestrogą dla polskich rolników przed działaniami koncernu Smithfield Foods. To właśnie Smithfield promował wówczas zwrot polskiego rolnictwa w kierunku hodowli przemysłowej. Dokument przestrzegał przed zanieczyszczeniem środowiska i męczeniem zwierząt, a także konsekwencją zwrotu w stronę hodowli przemysłowej – upadkiem rodzinnych gospodarstw. I to właśnie wtedy, pomagając w dystrybucji filmu wśród rolników w całej Polsce, poznałem Panią Renatę Beger. Razem działaliśmy, aby zachować rodzinne gospodarstwa rolne, polskie tradycje i cudowny charakter wsi, gdzie się pracowało i odpoczywało, to był pomysł na życie – tak żyło wiele milionów ludzi w Polsce.

Ferma świń w Krąplewicach – powiązana kapitałowo i osobowo ze Smithfiled Polska
(fot. Konrad Łoziński)

Trudno uwierzyć, że teraz stoicie po dwóch stronach barykady.

Dziś była posłanka Renata Beger jest promuje przemysłowy chowu zwierząt w ramach tuczu kontraktowego i sama prowadzi takie gospodarstwo. Planuje też budowę kolejnych ferm. Pani Beger pozwała mnie do Sądu za naruszenie dóbr osobistych. Chodziło o opublikowanie przeze mnie w mediach społecznościowych dokumentacji z postępowania administracyjnego. Sąd ostatecznie oddalił wniosek, jednak to bardzo smutne i przykre, bo żyjemy w demokratycznym państwie i wszelkie decyzję z udziałem samorządu gminnego powinny być jawne i poddane publicznej debacie.

Artur Łazowy podczas zebrania wiejskiego ws. chlewni Renaty Beger w Nowym Dworze
(fot. Bartosz Zając, Koalicja Stop Fermom)

Skala planowanej inwestycji wiąże się ze znaczącym oddziaływaniem na środowisko. Trudno uwierzyć, że konsekwencje takiej działalności mogą być Renacie Beger nieznane.

Pani Renata Beger prawdopodobnie jest zupełnie świadoma tego, co robi. Można śmiało powiedzieć, że wykorzystuje lukę w prawie i polityce dopłat do rolnictwa, które przyniosła Unia Europejska. Pani Renata Beger chwali się publicznie, że jest rolnikiem ekologicznym i taką metodą prowadzi gospodarstwo. Prawda jest jednak taka, że pani Renata Beger nie posiada certyfikatu rolnictwa ekologicznego. Certyfikat na produkcję gryki posiada jej małżonek i najbliższa rodzina.

Ekologia i hodowla przemysłowa?

Można sobie zadać pytanie, jak to jest możliwe, że w jednym rodzinnym gospodarstwie rolnym prowadzone są dwie skrajnie odległe i sprzeczne metody produkcji rolniczej? Gdzie pod zasiew ekologicznej gryki, wylewa się gnojowicę z pobliskiej fermy uniemożliwiając normalne życie mieszkańcom. Jak można być jednocześnie producentem świń zamkniętych w budynkach bez dostępu do naturalnego światła czy powietrza i obok prowadzić gospodarstwo ekologiczne? Najwyraźniej w Polsce nadal można – odpowiednio wykorzystując kruczki prawne i fałszując obraz rzeczywistości. Dlatego aby rozwiać wszelkie wątpliwości, w imieniu Stowarzyszenia EFFATA wystąpiliśmy o nadzwyczajną kontrolę gospodarstwa do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Domagamy się, aby niezależna komisja zbadała podnoszone przez mieszkańców zarzuty.

Mieszkańcy Nowego Dworu podczas zebrania ws. chlewni Renaty Beger
(fot. Bartosz Zając, Koalicja Stop Fermom)

W komentarzach do sprawy protestu mieszkańców Renata Beger sięga dziś po typowe argumenty przedstawicieli branży: czy się to komuś podoba czy nie, do tego służy wieś, protestują ludzie, którzy przeprowadzili się z miast i myślą że wieś to kurort. Czy inwestorka nawiązała jakiś dialog z mieszkańcami? Przecież nie protestuje kilku “przyjezdnych”.

Nie wiem jakiej wsi oczekuje pani Beger. Nie ma z jej strony żadnego dialogu. Zdecydowana większość mieszkańców Nowego Dworu i całej Gminy Złotów jest przeciwko tej inwestycji, czego wyrazem są spotkania, pikiety i składane petycje. Gmina i region stawia na ekologiczny rozwój. Powstał projekt pt. Wielkopolskie Zdroje, planowany jest Park Krajobrazowy, miasto i powiat stawia na zieloną gospodarkę.  Złotów jest miastem znanym ze zdrowych warunków do życia, z lasów i jezior a także wieloletniej specjalizacji w rehabilitacji. Miasto dba o to, by można było tu powracać do zdrowia, mieszkać i inwestować w biznes nastawiony na branżę zdrowotną. Budowa kolejnej fermy pogrzebie te plany i inwestycje.

W Polsce nie mamy nadal regulacji, które znacząco ograniczałyby ekspansję ferm i ich negatywny wpływ na środowisko i życie mieszkańców. W jaki sposób chcecie uchronić mieszkańców Nowego Dworu przed budową chlewni?

To jest poważny problem. Dostrzega tu szereg zaniechań polskiej klasy politycznej. Wraz z wstąpienia do Unii Europejskiej zobowiązaliśmy do zmiany prawa, szczególnie w dziedzinie ochrony środowiska i rolnictwa. Na to wydajemy połowę unijnego budżetu, ale nasze prawo jest nadal osadzone w PRL’owskiej rzeczywistości. Chyba jako jedyne państwo w UE nie mamy ustawy odorowej, odległościowej i innych które regulują inwestycje znacząco zagrażające środowisku. Każdy może emitować wszelkie substancje do atmosfery, wylewać w niekontrolowany sposób gnojowicę na pola, łąki i do rzek, a prawa obywateli nie są chronione.

Przemysłowa ferma trzody chlewnej. Maciory w kojcach. Zdjęcie ilustracyjne
(fot. Konrad Łoziński)

Administracja i Sądy też niewiele w tej sprawie robią.

Większość urzędników zasłania się właśnie brakiem uregulowań prawnych. Ten stan trwa za długo. Potrzebujemy progresywnych polityków, którzy pomogą uchwalić ustawy i rozporządzenia wykonawcze, które są już przygotowane, ale zalegają w sejmowych szufladach. Dziś do pozytywnej zmiany, by chronić człowieka i środowisko, brakuje nam jedynie woli politycznej. Nie możemy być dłużej pastwiskiem Europy z miasteczkami i wsiami śmierdzącymi gnojowicą.