Pomysł określenia zapachów i hałasów związanych z rolnictwem, w tym z hodowlą zwierząt, jako dziedzictwa wsi, zaproponowany przez pana Mariana Sikorę, przewodniczącego Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych a następnie poparty przez Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Grzegorza Pudę, jest zaskakujący, w obliczu problemów z jakimi borykają się mieszkańcy wsi, w coraz większym stopniu zdominowanej przez wielkie hodowle przemysłowe, które wypychają małych rolników i powodują masowe protesty na wsiach. Zgadzamy się z panem Ministrem, że trzeba chronić i wspierać małe, tradycyjne gospodarstwa, tylko nie przed nowymi mieszkańcami, a przed fermami przemysłowymi, które są jednym z głównych czynników zmieniających strukturę wsi.
Od dekady obserwujemy wzrost liczby potężnych ferm w Polsce. Ferm, w których hoduje się dziesiątki, setki tysięcy a nawet miliony zwierząt. Wraz z dominacją takich instalacji, na wsiach wybuchają masowe protesty. Protestują zarówno mali rolnicy, mieszkańcy żyjący na wsi od pokoleń, a także nowo przybyli osadnicy z miast i miasteczek. Fermy przemysłowe i uciążliwości z nimi związane nie są żadną tradycją a nowym szkodliwym system produkcji, stanowiącymi poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego.
Od 2012 do 2020 media donosiły o prawie 600 wsiach, które protestują przeciwko fermom przemysłowym. Ze względu na tysiące skarg które napływały do GIOŚ, WIOŚ i innych instytucji państwowych w sprawie uciążliwości pochodzących z rolnictwa, głównie z ferm przemysłowych, wielokrotnie podejmowano próbę uregulowania kwestii odorowych oraz odległościowych. Niestety, na ten moment samorządy oraz mieszkańcy wsi mogą zapobiec ekspansji ferm przemysłowych na swoim terenie jedynie za pomocą miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Niestety zdecydowana większość gmin nie jest nimi objęta.
Mieszkańcy wsi, którzy od pokoleń żyli na wsi a nawet pracowali w PGR, mówią wprost, że za tamtymi zapachami wsi tęsknią, a przy fermach przemysłowych nie da się po prostu żyć. To nie jest żaden zapach wsi tylko obrzydliwy odór. Osoby, które określają odór i hałas związany z nowym, ale dominującym modelem rolnictwa, jako dziedzictwo wsi nigdy koło takich obiektów nie mieszkały.
To mieszkańcy wsi ponoszą koszty, które przemysł na nich przerzuca. Zmuszeni są do życia w smrodzie, wśród często plagowych ilości much, zagrożeniu zdrowia, obserwują degradację środowiska a wartości nieruchomości spadają o 50 i więcej procent. Co więcej, samorządowcy również podnoszą alarm. W 2019 roku Ogólnopolskiego Porozumienia Organizacji Samorządowych, zrzeszające kilkaset gmin i powiatów1 wystosowało do rządzących apel2, w którym wprost wskazują na zagrożenia związane z wielkimi fermami oraz na straty ekonomiczne jakie ponosi z tego tytułu gmina.
Popieramy i zachęcamy Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi do podjęcia odpowiednich działań, jeżeli mają one na celu zapobieganiu konfliktom na wsiach oraz ochronę tradycyjnego rolnictwa, które można traktować jako dziedzictwo wsi. Jednak musimy pamiętać, że obecnie wieś jest atakowana przez hodowlę przemysłową a ta tradycyjna zanika.
Pilnie potrzebujemy odpowiednich regulacji prawnych, które pomogą zatrzymać ekspansję ferm przemysłowych. Instalacje tego typu powinny być budowane tylko na obszarach objętych miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego tak, aby to samorządy i mieszkańcy mogli decydować o kształcie rozwoju swoich terenów. Dodatkowo konieczne jest wprowadzenie minimalnych odległości ferm od zabudowy mieszkalnej, które uchronią mieszkańców wsi przed negatywnym oddziaływaniem ferm. Należy przyjąć takie rozwiązania, które zatrzymają dalszą ekspansję ferm przemysłowych a będą wsparciem na rzecz rozwoju małych gospodarstw rolnych oraz różnorodnego rozwoju wsi.