Kamila Stefaniak
Jestem mieszkanką Racendowa od około 14 lat. Mieszkam ok. 550m od inwestycji. Oboje z mężem
pochodzimy z wioski. Wybudowaliśmy się tu z pełną świadomością życia na wsi. Większość
okolicznych mieszkańców skąd pochodzi lub mieszka tu już wiele lat. Nigdy jednak nie
przypuszczaliśmy, że będziemy żyć w takim odorze i mierzyć się z tak ogromnymi skutkami takiej
inwestycji.
Nasz dzień zaczyna się od sprawdzenia kierunku wiatru. Otwieramy okna z nadzieją że nie
będziemy musieli ich zamykać. Nie możemy wywiesić prania, nie możemy przebywać na świeżym
powietrzu, nie możemy otworzyć okien. Jesteśmy niewolnikami swoich domów. Odór, gryzonie,
muchy to nasza codzienność. Montujemy klimatyzacje, kupujemy suszarki do ubrań, kupujemy
oczyszczacze powietrza. Budzimy się i zasypiamy z obawą co z nami będzie gdy inwestor wprowadzi
jeszcze więcej zwierząt choć już jest ich więcej niż pozwala na to decyzja środowiskowa.
Obawiamy się o zdrowie nasze i naszych dzieci. Z kontrraportu, który wykonaliśmy na taką ilość DJP
wynika że będziemy żyć w kilkukrotnie przekraczających normach amoniaku. Będziemy po prostu
truci a to na pewno negatywnie wpłynie na nasze zdrowie.

Obawiamy się, że tak duża inwestycja pogorszy stan i jakość wód. Boimy się o nasze dzieci. Nasze wąskie drogi nie są przystosowane do takiego natężenia transportu. Dziennie potrafi przejechać do inwestycji kilkadziesiąt samochodów ciężarowych. Samochody mają problem ze zmieszczeniem się na drodze co w konsekwencji doprowadza do wielu niebezpiecznych sytuacji. Nasze drogi zostały zniszczone.

Nasze portfele pustoszeją . Organizujemy zbiórki na pomoc prawną , na kontrraporty by móc jakoś
bronić się w tej nierównej walce.
Osobiście doświadczyliśmy ataku. O północy strzelano w nasz dom z broni pneumatycznej prawdopodobnie dlatego, że jesteśmy przeciwnikami rozbudowy. Dom to miejsce gdzie powinniśmy czuć się bezpiecznie i z chęcią do niego wracać a tak nie jest odkąd w sąsiedztwie powstała ferma bydła.
Czujemy się oszukani faktem że zamiast 5 budynków inwentarskich powstało kilkanaście wiat z
większą obsadą bydła. W listopadzie obsada przekroczyła 10 000szt czyli przeszło dwa razy tyle niż
pozwala na to decyzja środowiskowa. Obecnie inwestor stara się o pozwolenie na 6642 DJP czyli
ok.17000szt. Naszym zdaniem to nie jest już zwyczajne gospodarstwo. To jest już wielka ferma
przemysłowa.

Jesteśmy wyczerpani psychicznie i z niepewnością patrzymy w przyszłość. Nasze nieruchomości już
straciły na wartościach, nikt ich nie kupi .Obawiamy się że nie długo będziemy musieli opuścić nasze
domy, często całe dorobki naszego życia, ponieważ nie da się tu już żyć.
Nie ma prawa które by nas chroniło. Nasze zdrowie, życie i majątek – wszystko to jest dziś zagrożone.
Ta sytuacja nie dotyczy tylko nas ale setki tysięcy mieszkańców innych wiosek którzy borykają się z
podobnymi inwestycjami. Mamy nadzieję że ktoś wysłucha naszego głosu i pomoże rozwiązać nasz
problem.
***
Na komisji, na której pani Kamila odczytała powyższe stanowisko, złożyliśmy na ręce przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa wniosek o podjęcie interwencji na fermie. W odpowiedzi otrzymaliśmy jedynie pismo, z którego wynika, że podczas kontroli w gospodarstwie w Twardowie przeprowadzonej w dniach od 31 stycznia do 2 lutego Inspekcja Weterynaryjna nie stwierdzono naruszeń przepisów w zakresie utrzymania zwierząt na obiekcie, a jedyne zastrzeżenia dotyczyły rozmiarów mat dezynfekcyjnych.